Ruszył Rajd Argentyny.

Zawodnicy mieli dziś dwukrotnie do pokonania trzykilometrowy odcinek, który z założenia miał być ukłonem w stronę fanatycznych południowoamerykańskich kibiców, dla których sport samochodowy niejednokrotnie przerasta piłkę. Wierzcie lub nie wierzcie, piłkarzy tam mają niezgorszych...

Pierwszy przejazd padł łupem obrońcy tytułu Mistrza Świata – Marcusa Gronholma. Jadący Peugeotem 206 WRC Fin zdewastował niemal konkurencję, jak się później okazało, obejmując od samego początku pozycję lidera. Drugi przejazd nie był już w jego wykonaniu tak udany, ale w sumie pozwolił utrzymać prowadzenie. Tym razem nieomal najlepiej poradził sobie ubiegłoroczny zwycięzca rajdu – Carlos Sainz. Hiszpan, za kółkiem Citroena Xsary WRC, uległ tylko zdyskwalifikowanemu przed dwunastoma miesiącami Richardowi Burnsowi. Jadący Peugeotem 206 WRC Anglik zapowiadał walkę o zwycięstwo – wygrał w tym sezonie jedenasty odcinek specjalny i wygląda na to, że będzie się starał słowa ubrać w czyny.

Już podczas shakedownu z imprezy odpadł lokalny matador. Gabriel Pozzo rozbił miskę olejową w swojej wiekowej Skodzie Octavii WRC i... resztę weekendu spędzi na oglądarce (są tacy, którzy mu zazdroszczą! – red.)

Pecha miał też fabryczny jeździec Skody. Toni Gardemeister, jeszcze przed startem otrzymał minutę kary, za zapoznanie z trasą samochodem bez oficjalnego systemu GPS (to wbrew pozorom nie jest maszyna do szycia! – red.).

Powiedzieli:

Richard Burns: „Podczas porannego shakedownu miałem małe problemy z hydrauliką w moim Peugeocie 206 WRC. Czuję jednak, że zarówno mnie, jak i samochód stać na wygraną w Argentynie. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych awarii. Będę jechał szybko, ale rozsądnie. Ten rajd nie wybacza błędów. Najmniejsza pomyłka eliminuje z gry!”

Marcus Gronholm: „Przyjechałem tu, żeby wygrać – nic więcej mnie nie interesuje. To, co zdarzyło się rok temu (wykluczenie za nielegalny serwis – red.), jest już historią. Nie ma mowy o zemście czy czymś w tym rodzaju. Przyjechałem tu, jak najlepiej wykonać swoją pracę.

Sebastien Loeb: „Szczerze mówiąc, nie wiem czego się spodziewać. Nie wiedziałem, że na trasie czeka nas aż tyle kamieni. Dobry wynik w Nowej Zelandii pozwala mi jednak wierzyć, że stać nas na dobry wynik, nawet w imprezie, w której nigdy wcześniej nie startowałem.”

Markko Martin: „Nowa Zelandia nie była rajdem w którym miałbym wiele doświadczenia. Mimo to, jechaliśmy tam bardzo szybko. Samochód na shakedownie spisywał się bardzo dobrze – nie było żadnych problemów. Mimo to, trudno mi cokolwiek przewidzieć. Trasa jest dużo bardziej zdradliwa, niż na Antypodach. Potworny wyryp – będzie ciężko! Zgasiłem silnik na starcie drugiego oesu. Straciłem dużo czasu, ale to na szczęście o niczym jeszcze nie decyduje!”

Tommi Makinen: „Moja przyszłość wyjaśni się najprawdopodobniej po tym rajdzie. Jak na razie, czuję się w samochodzie znakomicie. Jeśli tak będzie dalej, może nie pora jeszcze na emeryturę?”

Armin Schwarz: „Jest znacznie większy wyryp, niż rok temu. Padało tydzień temu, a od tamtej pory panuje susza. Drogi są naprawdę poszatkowane, co z pewnością nie ułatwia ścigania. Tym bardziej, że większość będzie używana dwukrotnie. Za drugim razem, nawierzchnie nie będą w dobrym stanie.