To już cztery lata...
Mijają już cztery lata, odkąd na żadnej liście startowej nie widnieje nazwisko Janusza Kuliga.
Lata smutku i tęsknoty za człowiekiem, dzięki któremu marznąc, moknąc w deszczu czy stojąc w tumanach kurzu, przeżyliśmy wiele niezapomnianych chwil.
Brakuje Jego samochodu na odcinkach specjalnych, Jego obecności w rajdowym świecie. Bo ten wielki polski kierowca jak żaden inny, jeździł dla tysięcy bezimiennych kibiców, pragnących choć przez moment ujrzeć jego auto pędzące trasą oesu. I dla nich zawsze potrafił znaleźć choć chwilę, bo miał wielki dar pogodnego komunikowania się z ludźmi. Swoim ujmującym uśmiechem, stylem bycia i zachowaniem potrafił zjednać sobie wszystkich. Dla nich, wiernych kibiców pozostał idolem, wzorem kierowcy rajdowego, prawdziwym człowiekiem.
Mija kolejna smutna rocznica, czas powoli zaciera ślady. A jednak nadal nie mogę pogodzić się z myślą, że po przejechaniu z Januszem tysięcy kilometrów po Polsce i Europie, nie zobaczę Go już nigdy w kombinezonie, za kierownicą rajdowego auta. Że już nigdy nie powie ze swoim uśmiechem „Nic się nie martw Roberciku, ja mam farta...” Że w jednej chwili przeznaczenie nie dało mu szansy i uleciały wszystkie marzenia. Że w ten mroźny lutowy wieczór straciłem przyjaciela, jakiego chyba już nigdy nie spotkam.
Robert Magiera
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.