Zasubskrybuj

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska

Już po raz drugi przedstawiciele portalu speedzone.pl – Maciej Raczewski i Patryk Korbel – podjęli wyzwanie zorganizowania zagranicznego startu zawodnikom dysponującym licencjami krajowymi. Wysiłek nie poszedł na marne – zgłosili do zawodów aż 12 polskich załóg, w tym siedem startujących na co dzień w Pucharze PZM. Po odbiór dokumentów nie zgłosili się Piotr Maciejewski i Paweł Chudziński. Pozostałe załogi stawiły się na starcie imprezy, która podobnie jak rozegrany niedawno Rajd Wawelski, rozegrana została w dwóch klasyfikacjach. Główna to mistrzostwa Niemiec dla zawodników z licencjami międzynarodowymi, którym wyznaczono 13 odcinków specjalnych poprowadzonych na terenach zamkniętych kopalni odkrywkowych. O 6 oesów mniej mieli do przejechani zawodnicy z licencjami krajowymi startujący w drugoligowej klasyfikacji National A, odpowiedniku naszego Pucharu PZM.

W stawce międzynarodowej nieźle rozpoczął rajd Marcin Abramowski, nasz jedyny reprezentant w aucie czteronapędowym. Olsztynianin zajmował 5 miejsce w swojej klasie i 19 w generalce. Filip Nivette i Marcin Gagacki to jedyni zawodnicy zgłoszeni w klasie A8, odpowiedniku naszej A7. Po 4 odcinkach specjalnych na 4 miejscu w klasie i 33 w generalce plasowali się bracia Dobrowolscy w pucharowym Peugeocie 206 XS.

Od trzeciego oesu rywalizację rozpoczęli zawodnicy w klasyfikacji National A, wśród nich cztery nasze załogi. Po przejechaniu dwóch nocnych odcinków nastroje w polskim obozie były optymistyczne: Marcin Giedroyc zapowiadał rewanż za ubiegły rok, gdy nieukończył rajdu demolując mostek na jednym z oesów. Łukasz Siekierka uczył się znajdowania optymalnych punktów hamowania po zmroku, ale zapowiadał zwiększenie tempa na drugim etapie. Mariusz Strzałkowski poświęcił pierwsze dwa odcinki na zgranie się z nowym pilotem. Łukasz Bednarski zapowiadał, że przyjechał do Niemiec po naukę i trening, a zachowanie auta w szutrowych koleinach porównywał do jazdy tramwajem.

Alicja Konury, pilotka Kacpra Puszkiela nie starała się kryć entuzjazmu po pierwszym odcinku specjalnym, gdzie po raz pierwszy dane im było podróżować w ciemnościach. Jednak już na kolejnym odcinku musieli zwolnić, po tym gdy po jednej z hop odkleiła się przednia szyba. Dzięki refleksowi kierowcy, który zdążył złapać szybę w prawą rękę, a drugą kierował - i pomocy pilotki w zmianie biegów, dotarli do mety pierwszego etapu. Nie popsuło im to humorów i na następny dzień zapowiadali odrabianie strat. Najmniejsze auto na Rajdzie Lausitz to wystawiony przez Łukasza Ryznara Fiat Cinquecento. Kierowca z Legnicy znalazł pozytywną stronę jazdy na końcu stawki w koleinach, które pomagały zatrzymać nurkujące w nich Cinquecento.

Jednak drugi dzień zrewidował optymistyczne założenia Polaków. Na start drugiego etapu nie przybył Filip Nivette. Mariusz Strzałkowski ukręcił półoś w Peugeocie na trzeciej sobotniej próbie, która okazała się również pechowa dla Łukasza Siekierki – na końcu odcinka wyzionął ducha złożony tuż przed rajdem silnik w Peugeocie 205. Oes dalej wycofał się także Marcin Giedroyć. Gdy wydawało się, że limit pecha został wyczerpany, na OS 10 z rajdem pożegnał się Marcin Gagacki. Mieszane uczucia miała zapewne spora grupa polskich kibiców, która czekała na „swoje” załogi przy widowiskowej hopie na OS 11. Organizator zorganizował tam konkurs z pomiarem prędkości i odległości, oceniany przez jury.

Najpierw powodów do radości dostarczył Marcin Abramowski, który swoim odważnym skokiem uzyskał najwyższe noty, przebijając nawet Matthiasa Kahle w Fabii WRC. Chwilę później na asfaltowym łączniku pojawił się Peugeot 206 braci Dobrowolskich. Ich auto jednak nie skręciło w stronę hopy, a zatrzymało się na drodze ewakuacyjnej. Również w tym Peugeocie ukręciła się półoś. Meta odcinka była 200 metrów za hopą...

Oes ten był finałowym dla zawodników stawki National A. Ze startujących w niej siedmiu polskich załóg, trzy dotarły do mety. Najwyżej sklasyfikowani zostali Kacper Puszkiel z Alicją Konury, zajmując 12 miejsce w generalce. Łukasz Bednarski z Szymonem Gospodarczykiem uplasowali się na 21 miejscu, a Łukasz Ryznar dowiózł do mety na awaryjnych swojego „Cieniasa” na 28 miejscu. W klasyfikacji międzynarodowej na metę wjechała tylko jedna polska załoga – Marcin Abramowski z Wojciechem Brejlakiem. Mazurska załoga swoją widowiskową jazdą wzbudzała ogromny aplauz i zachwyt nie tylko wśród kibiców, ale również u spikera komentującego przejazdy rajdowców, m.in. na wspomnianej już wcześniej hopie i na widowiskowym asfaltowym superoesie. Ostatecznie popularny „Abram” wywalczył czwarte miejsce w klasie i dziewiąte w klasyfikacji generalnej.

Mimo, iż przez rampę mety dane było przejechać tylko czterem polskim załogom, wszyscy zgodnie obiecali zrewanżować się „bratniemu narodowi” za rok. Podsumowaniem rajdu niech będą słowa Kacpra Puszkiela tuż po przekroczeniu mety w Weisswasser: - Rajd był strasznie ciężki, było dużo dziur, ale odcinki bardzo mi odpowiadały. Na pewno tu przyjadę w przyszłym roku. Rajd jest super zorganizowany i naprawdę warto tu przyjechać. Niech ci, którzy nie przyjechali, naprawdę żałują. Polska mogłaby się tylko uczyć...

Poprzedni artykuł Wygrał jeden oes
Następny artykuł Brawa dla Citroena

Najciekawsze komentarze

Zarejestruj się za darmo

  • Szybki dostęp do ulubionych artykułów

  • Zarządzanie powiadomieniami o najświeższych wiadomościach i ulubionych kierowcach

  • Wyraź swoją opinię poprzez komentowanie artykułów

Motorsport prime

Poznaj kontent premium
Zasubskrybuj

Edycja

Polska Polska
Filtry