Znowu Sukces, czyli po Naradzie Środowiskowej.
Kiedy w niedzielę, około godziny siedemnastej, delegaci z całej Polski opuszczali reprezentacyjne wnętrza warszawskiego Klubu Olimpijczyka, mieszczącego się na ostatnim piętrze Hotelu Grand, panowała miła, lekko rozleniwiona atmosfera sukcesu i dobrze spełnionego obowiązku.
Po pierwsze, udało się wysiedzieć sześć godzin o filiżance kawy i kruchym ciasteczku, po drugie, można było spotkać się z większością kolesiów z całej polski i pogadać „o trudnym i niewdzięcznym życiu działacza”. Po trzecie, przebieg narady nie bardzo przeszkadzał w oglądaniu turnieju skoków narciarskich. Po czwarte, bez większych emocji udało się wybrać „11 wspaniałych działaczy” na Zjazd Wyborczy PZM.
A nad wszystkim czuwał sam Wiceprezes, czuwał tak dla porządku, dyscypliny i aby dawać baczenie, na wszelki wypadek, i słuszny odpór w razie czego. W prezydium zasiadał również kolega Skarbnik (nie wiadomo czy to On pilnował Wiceprezesa czy Wiceprezes pilnował kasy). Zacnego składu samowybieralnego Prezydium dopełniało dwóch dyrektorów.
Po drugiej stronie prezydialnego stołu – aktyw, kwiat działaczy. Trzeba przyznać, że rzadko który dom spokojnej starości mógłby sobie zafundować starszy aktyw niż PZM. Ale może i słusznie, cóż młodzież może wiedzieć o prawdziwym życiu działacza, tylko by coś chcieli zmieniać, unowocześniać, usprawniać.
Miłą atmosferę już na początku narady usiłował popsuć jeden z działaczy, który nie wiadomo po co zapytał, czy nie byłoby może dobrze aby powołać komisję, która zanotowała by wnioski i postulaty, bo w oficjalnych dokumentach Narady nie przewidziano takiego ciała. Przewodniczący Narady – Wiceprezes z ojcowską wyrozumiałością kiwnął głową i słowo ciałem się stało.
Następny punkt porządku dziennego przewidywał „słowo do działaczy” Wiceprezesa. Nie to, żeby Władza tłumaczyła się lub rozliczała z okresu piastowania wysokiej funkcji dwojga imion. Co to, to nie! Wiceprezes roztoczył przed publiką cudowne miraże o różowej przyszłości pełnej bogactwa i sukcesów i zaszczytów. Wszystkim się bardzo podobało. Polskie „Paryż-Dalar” w rajdach terenowych! Rajdowe Mistrzostwa Europy i Świata i okolic (Bałtyku)!, na Torze Poznań i Kielce Formuła3 i ... aż nie mam odwagi powtarzać formuła...1 ! Nowe tory do rallycrossu! Mistrzostwa Europy w jeżdżeniu pod górę! Własny program w TVP 1 i to 20 minut co dwa tygodnie i w dodatku o 18 godzinie! Wszystkim zakręciło się w głowach od tych perspektyw i nikt nie zapytał – za co? Kto da kasę?
Zbliżała się dyskusja. Ale co tu mówić. Powszechnie wiadomo, że sytuacja jest dobra, ale nie beznadziejna, że będzie lepiej i to już po prawomyślnych, czerwcowych wyborach. Tak więc okazało się, że do najpoważniejszych problemów polskiego sportu samochodowego urosły żywo dyskutowane problemy: przedłużania licencji sportowych o miesiąc dłużej, udzielenia zgody przez ZGPZM organizatorom imprez samochodowych na sprzedaż praw do relacji telewizyjnych różnym (stojącym w niewiarygodnie długiej kolejce) stacjom publicznym i komercyjnym. Ogólny ton dyskusji był jednak wspólny i można by było go podsumować tak: żeby było dobrze, bogato i miło!
Co prawda miłą atmosferę oglądania Małysza psuł, jak zwykle, jeden gość zwanym Wielkim Puchaczem, który chciał zmieniać statut PZM, wprowadzać w życie automobilowe pożal się Boże – demokrację, usprawniać działanie komisji i inne takie tam, ale swymi pomysłami nie zaraził sali. Jemu zawsze się coś nie podoba, jest z tego znany w „środowisku” a poza tym zebrane na sali towarzystwo geriatryczne żyło już wyborami.
Młodzież weryfikuje swoją pozycję sportową, towarzyską czy życiową biorąc udział w rajdach, wyścigach czy crossach. Działacze weryfikują się w wyborach. Tak naprawdę liczy się tylko być wybranym i piastować, piastować, piastować jak najdłużej, aż do amputacji od stołka. Ten, co go wybiorą błyszczy, bryluje i pilnuje swojego, by ktoś z tak zwanych wichrzycieli, w chwili nieuwagi lub słabości, nie nadgryzł nogi od stołka. Chętnych do brylowania było 23 - stołeczków zaledwie 11. Nic więc dziwnego, że w przerwie, tuż przed spełnieniem aktu wyborczego, kwitło „lobbowanie”. Lobbowano na rzecz sprawy, na rzecz regionu, na rzecz interesów poszczególnych klubów, koterii i niemoralnych innych związków. Sam akt wyborczy koledzy spełniali godnie (jak na swój wiek), z należytą powagą, w poczuciu odpowiedzialności.
Kiedy na sali zawitała Komisja, z wynikami wyborów, zgromadzonych opanowały emocje, jakie nie towarzyszą żadnym rajdom czy wyścigom. Atmosferę zręcznie podgrzewał przewodniczący Komisji, który znając już najważniejsze rozstrzygnięcia rozdawał uśmiech, półuśmiechy i znaczące spojrzenia. Teraz On był najważniejszą osobą, w jego oblicze wpatrzeni byli wszyscy. W barwę jego aksamitnego głosu, wsłuchiwali się kandydaci, niczym w anielskie trąby. Na sali zapachniało zawałami serca i udarem mózgów. Ciśnienie krwi kandydatów na „namaszczenie” do piastowania, znacznie przekroczyły skalę na urządzeniach stosowanych do jego pomiaru. Jeszcze chwileczka, jeszcze momencik, jeszcze sekundka i.... Wszystko stało się jasne.
Gratulacjom, uśmiechom i uściskom i obłabkom (do obłapiania) nie było końca. To był prawdziwy sukces. Znowu sukces - to brzmi pięknie!
A co zrobić, żeby ratować idący w ruinę sport samochodowy, jak pomóc młodzieży, skąd wziąć sponsorów, jak pracować aby nie zdarzały się wypadki? Na te pytania nikt nie odpowiadał, może dla tego, że nikt ich nie zadawał. Zresztą po co?
(Rajdowiec - dane autora felietonu znane nie tylko redakcji)
Udostępnij lub zapisz ten artykuł
Najciekawsze komentarze
Subskrybuj i uzyskaj dostęp do Motorsport.com za pomocą blokera reklam.
Od Formuły 1 po MotoGP relacjonujemy prosto z padoku, ponieważ kochamy nasz sport, tak jak Ty. Aby móc nadal dostarczać nasze fachowe dziennikarstwo, nasza strona korzysta z reklam. Mimo to chcemy dać Ci możliwość korzystania z witryny wolnej od reklam i nadal używać ad-blockera.